Jak w Turcji media pozmieniano – subiektywny przewodnik po zamachu stanu

Relacje z World Trade Center dały ratingowego i wizerunkowego kopa TVN 24. Ale to było 15 lat temu. Dziś, kiedy w studiach telewizyjnych powtarzają „na razie nic nie wiadomo”, są już lepsze sposoby dotarcia do informacji niż słuchanie ekspertów w TV i teorii o tym, co może się dziać. 

Telewizji nie oglądam. Nie dlatego, że taka moda tylko dlatego, że nie mam tam czego oglądać. Po latach płacenia abonamentów telewizyjnych, powiedziałem „nie”. Jest Netflix, Player, Ipla, HBO dostępne w sieci i to wystarczy. Ten wstęp jest ważny, bo daje jasny kontekst jak wyglądają media „telewizyjne” dla osoby, która z telewizji już nie korzysta. Ale do rzeczy.

Jest 23:00, sobotni wieczór. Spędzany w domu, nie przed telewizorem rzecz jasna. W pewnym momencie włączam Facebooka, na którym Artur Kurasiński (influencer, jeśli mogę tak napisać) pisze o wydarzeniach w Turcji. Zaczynam szukać informacji.

Pierwsze kroki kieruję do tvn24.pl. W końcu podczas zamachów z 11 września to właśnie ta telewizja dostała dzięki relacjom z tych wydarzeń potężny zastrzyk widzów tuż po swoim debiucie. I do dziś jest u mnie newsowym „top of mind”. Dziś już nie szukam jej w TV, a w komputerze, ale marka pozostała.

Znajduję trochę niejasnych informacji. Niejasnych, bo „nikt nic nie wie”.  I nie tylko tam. Na BBC podobnie. Szukam jakiejś relacji na żywo, ale w żadnym z tych dwóch serwisów nie znajduję. Zaraz, zaraz – znajduję! Streaming – AUDIO – na tvn24.pl J Czyli takie „newsowe radio”. Za video trzeba osobno zapłacić. Nie mogąc pozbierać się ze śmiechu trafiam w końcu na CNN. Tam wreszcie dostaję trochę upragnionego video. Krótkie 2-3 minutowe relacje, ładowane automatycznie po sobie i komentarze podkreślające, że nie bardzo wiadomo co się dzieje i że prawdopodobnie nie cała armia turecka popiera pucz. Dodatkowo od razu rozważania na temat tego, czy USA powinny wycofać swoje wojska z baz w Turcji jeśli władzę przejmie wojsko a władze będą bez demokratycznego nadania.

W międzyczasie docierają informacje o tym, że prezydent Erdogan ucieka samolotem do Niemiec. Nie, jednak nie. Zanim puczyści opanowali stację CNN Turk zdołała ona przekazać transmisję z jego orędziem przekazywaną za pomocą FaceTime. A więc przez smartfona! Od razu przypominają się momenty, w których w Turcji blokowane były czasowo social media. Obawy o to, że autorytarny rząd stosuje cenzurę. A tu proszę, co za ironia… Erdogan przez smartfona apeluje do ludzi, aby wyszli na ulice i zapewnia, że opanuje sytuację.

Ponieważ jednak dalej niewiele wiadomo, ruszam do Twittera. To w końcu miejsce, w którym najszybciej pojawiają się relacje, zdjęcia, linki do wszystkich bieżących wydarzeń. I to często od ludzi, którzy są na miejscu. Zgodnie z oczekiwaniami – dużo wpisów, sporo komentarzy i w końcu link do relacji na żywo na Periscope. No właśnie – przecież jest Periscope, gdzie na pewno ktoś transmituje wideo na żywo. Chyba, że wojsko ograniczyło internet. Chwila… nie ograniczyło. W samym Istambule kilkadziesiąt streamów. Zaczynam oglądać.

Większość relacji pokazuje ludzi na ulicach. Krzyczących, wiwatujących, ze znakiem V lub narodowymi flagami. Większość komentujących pod streamami pisze po turecku. Jest trochę rosyjskiego i angielskiego. Ci obcojęzyczni nie wiedzą co się dzieje. Pytają więc (w tym ja), co właściwie oglądamy – gesty poparcia dla prezydenta, czy wojskowych? Odpowiedzi nie ma. Interpretacja większości anglojęzycznej jest taka, że ludzie świętują obalenie autorytarnego Erdogana. Dalej jednak nic nie wiadomo na pewno. Dopiero po jakiejś godzinie dociera do mnie co było w apelu prezydenta. Prosił ludzi o wyjście na ulice. I to właśnie chyba robią! Tej teorii sprzyja scena, w której kilka osób wygwizduje przejeżdżający pomiędzy tłumem pojazd opancerzony. Na razie spokojnie, bez żadnych ataków z obu stron, ale jednak. Fascynujące – patrzę na to wszystko na żywo. To się dzieje tu i teraz w moim smartfonie… W szczytowych momentach najbardziej popularne relacje ogląda nawet 30 tysięcy osób jednocześnie. To niesamowite, myślę. Nie ma wozów transmisyjnych, kamer. Tylko smartfony i Turcy, którzy – tego doświadczyłem będąc kiedyś w Istambule – masowo używają mobilnego internetu.

W końcu odpuszczam. Ile można oglądać ludzi krzyczących coś w obcym języku. Dowiem się rano…

Po co ta relacja na Screenlovers? To perspektywa osoby, która nie mając tradycyjnej telewizji, sięga po znacznie skuteczniejsze formy wideo. Dlaczego skuteczniejsze? Kiedy w studiach telewizyjnych powtarzano, że „nic dokładnie nie wiadomo” ja, wraz z innymi ludźmi z całego świata, spróbowałem dotrzeć bezpośrednio do uczestników wydarzeń, będących na ulicach. I mimo, że bezskutecznie pytaliśmy jak interpretować te wydarzenia, to jednak sam mogłem wyrobić sobie opinię na podstawie tego, co widziałem. Na żywo. Bez dziennikarzy, reklam, studia telewizyjnego i wozów transmisyjnych.

Czy to oznacza, że telewizja to przeżytek? Nie. W końcu swoje orędzie prezydent przekazał za pomocą CNN Turk. Co prawda ze smartfona, ale jednak w telewizji. Ta jednak ma dobrą lekcję do odrobienia. Dziesiątki, może setki tysięcy ludzi wybrało aplikację obok albo zamiast zdezorientowanych dziennikarskich studiów i wywiadów z „ekspertami”. I wiedzieli więcej. Mało tego, w zasadzie uczestniczyli w tym, co się dzieje. Jak wszystko się skończyło – już wiemy. Dlaczego? Tego może nie dowiemy się nigdy. Z perspektywy siły rażenia mediów, zastanawiam się tylko, czy nie największym błędem puczystów było to, że zajęli stacje telewizyjne zamiast w porę odłączyć internet. Telewizje – macie o czym myśleć.

Tekst oryginalnie pojawił się na screenlovers.pl: https://screenlovers.pl/jak-w-turcji-media-pozmieniano-subiektywny-przewodnik-po-zamachu-stanu/